Powrót do korzeni, czyli opowieść o pewnej rzece.

Wpis ten chciałabym poświęcić marnotrawstwom, nie bez powodu, ale o tym na końcu 😉. Obserwuję często, że im więcej doświadczenia nabieramy, uczymy się nowych, skomplikowanych narzędzi to zaczynamy zapominać o tym co najprostsze, czy może bardziej podstawowe. Zakładam, że zaglądają tu również osoby, które są na początku swojej przygody z Lean, dlatego dzisiaj wracamy do korzeni, a raczej wchodzimy do rzeki 😊

W pewnej krainie zwanej Firmą płynie rzeka, której tajemnicza nazwa brzmi Strumień Wartości Dodanej. Rzeką tą płynie to co klient od Firmy zamawia, produkt bądź usługa. Strumień rzeki powinien płynąć swobodnie i bez przeszkód, a to czego chce klient od firmy powinno spełniać trzy wymogi:

  • Klient jest gotowy za to zapłacić.
  • Jest to wykonane dobrze za pierwszym razem.
  • Strumień ma bezpośredni wpływ na cechy produktu/ usługi.

Co to oznacza? Klient zamówił od nas krzesło. W trakcie płynięcia belki z góry rzeki zostałoby wykonane krzesło. Bez przeszkód, dokładnie takie jak chciał klient, bez poprawek i błędów. W formie gotowej spłynęłoby do klienta w dole rzeki, gdzie radośnie by na nim zasiadł. W dużym uproszczeniu tak by to mogło wyglądać.

Niestety lokalsi z Firmy zauważyli, że ich rzeka nie płynie prawidłowo, mnóstwo w niej głazów, starych pozatapianych łódek, niewidocznych na pierwszy rzut oka, śmieci i poprzewracanych drzew.

Klient w dole strumienia coraz częściej wracał z uwagami, że z produktem jest coś nie tak, a to uszkodzony, a to opóźniony, a raz to w ogóle dostał stolik zamiast krzesła. Zaczęto więc sprawdzać wszystko to, co przeszkadza strumieniowi płynąć swobodnie. To co odkryto to właśnie marnotrawstwa.

Wszystkie one wpływają na to, że strumień wartości do klienta nie płynie bez przeszkód. Podstawą Lean jest ich ciągła eliminacja, bycie w terenie, czyli w Gemba i kombinowanie jak je z rzeki wydobyć. Z niektórymi jest łatwo, wystarczy wejść po kostki i wyciągnąć kamień, poprosić o pomoc co by sobie pleców nie uszkodzić 😉. W niektórych przypadkach trzeba jednak zastosować bardziej złożone rozwiązania, żeby pozbyć się zalegających na dnie tematów, potrzeba też więcej pracy, żeby je w ogóle namierzyć.

Nie ma jednak sensu na samym początku łapać się za ciężkie działa. Zacznijmy obserwować, zadawać pytania, szukać odpowiedzi. Dlaczego ten kamień w ogóle w rzece się znalazł i co możemy zrobić żeby ponownie tam nie trafił. Zarażajmy tym innych, im więcej osób szuka marnotrawstw tym więcej uda się ich wyeliminować. Wróćmy do korzeni.

Teraz chciałabym wyjaśnić, dlaczego ten wpis w ogóle powstał.

Pytałam niedawno różnymi sposobami o to co byście woleli u mnie znajdować, filmy, wpisy czy obie formy. Odpowiedzi jakie uzyskałam wskazują na to, że zarówno filmy jak i wpisy są tym co Was interesuje, przy okazji dziękuję wszystkim, którzy odpowiedzi udzielili. Wpis ten jest pierwszym z serii, która będzie łączyć obie te formy. Jest on niejako wstępem do filmu, który szczegółowo marnotrawstwa będzie omawiał. Będą przykłady i mam nadzieję, że spodoba się Wam środowisko, które do ich ukazania 😉. Dowiecie się z też dlaczego jedno z nich jest zaznaczone innym kolorem. Póki co sprawdźcie jak stan Waszych rzek. Może jest jakiś kamień do łatwego usunięcia. Miejcie oczy otwarte i namierzajcie przeszkody, ciągle namierzajcie.

Jedna odpowiedź do “Powrót do korzeni, czyli opowieść o pewnej rzece.”

  1. Na podstawie mojego przypadku mogę stwierdzić, że notorycznie wracam do podstaw. Zgłębiam wiedzę, by wiedzieć więcej i więcej…. Przez to nabiaram pokory. I to chyba jest powód, że wracam do korzeni coraz częściej, bo często rozwiązanie jest prostsze niż się wydaje. I niekoniecznie trzeba „komplikować” sobie i innym życie.
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *